sobota, 18 lutego 2012

ZBUTWIAŁA TRUMNA Zbojkotuj ten syf

Zbutwiała Trumna to grudziądzka kapela punk, która też występowała pod nazwą Koniec. Grupa istniała w 1980 roku. Można powiedzieć, że jest to jakby pre - Vortex, który członkowie kapeli tworzyli potem. Grali w składzie Smóla - voc, Pyton - bas, Łold - git, Czołg - drum. Do posłuchania 5 numerów, jakość punkowa. Dzięki Grega za podesłanie.

sobota, 4 lutego 2012

THE CORPSE Jesteś jednym z wielu ogniw, które tworzą system zła

Zespół The Corpse to prekursorzy polskiego hardcore'a. Grupa powstała w 1985 roku w Kolumnie koło Łasku założona przez Sławka Szubskiego (wokal) oraz Mariusza 'Jakóba' Jakóbczaka (gitara, wokal). Swoje hardcore'owe brzmienie zespół The Corpse zapoczątkował w momencie pojawienia się w 1987 roku w kapeli perkusisty - Tomka 'Johnnego' Chrzanowskiego oraz basisty Jarka 'Kuby' Kupczyka. Było to w 1987 r. Od tego momentu do jesieni 1989 r. zespół The Corpse przeżywał swój najlepszy okres, udokumentowany doskonałym demem "Fight Against Rules". Na początku 1994 r. nastąpiła reaktywacja zespołu, kiedy to grupa wydała kasetę Elektrokardiogram, i ponownie w poprzednim roku 2011.

Polecam stronę The Corpse, na której dosyć dokładnie opisany jest pierwszy, najlepszy okres działalności grupy. Poniżej wywiad z Jakóbem z Ferment Zine nr 6.

-Uchodzicie za jedną z pierwszych polskich kapel świadomie odwołujących się do estetyki hardcore. Od lat trwa dyskusja w temacie: "Kto był pierwszy?" - jak to wygląda z waszej perspektywy?

W sumie to chyba nieważne kto tak naprawdę był pierwszy i świadomie utożsamiał się z nurtem hardcore, bo i tak pewnie już nigdy się tego nie dowiemy. Gdy my zaczęliśmy być świadomi tego, czym jest hardcore, to parę kapel już wtedy grało. Na pewno była Moskwa, tyle że Moskwa grała hardcore wcześniej, a później zaczęła kaszanić. Po jakimś czasie pojawiły się Chaos z Warszawy, Nadzór i Valhalla z Oświęcimia, PTD z Bielska Białej, HCP z Poznania czy Od Jutra z Wyszkowa. Może nie było to w większości jeszcze kapele typowo hardcore'owe, bo grające punka, ale po jakimś czasie przekształciły się w kapele spod znaku HC. Ale tak! - to my byliśmy pierwszą kapelą hard core w Polsce!:)

-Czy twoim zdaniem rodząca się wtedy scena hardcore powstawała w opozycji do punk rocka czy była jego kontynuacją, ewentualnie inną (lepszą) wersją?

Myślę, że to była kontynuacja sceny punk. Chyba większość kapel z pierwszego okresu powstawania sceny hc zaczynała jako kapele punkowe. Oczywiście scena hardcore była bardziej uświadomiona na to co się z tym wiąże, bo punks w tamtym czasie w większości byli żenujący.

-Bardzo dobrze pamiętam wasz występ w Jarocinie '88 - nie tylko za sprawą muzyki. Koszulki i naszywki z Septic Death, Rattus, Napalm Death, dżinsowe katany, bandany (tu nie jestem pewien, czy to już nie '89) to była nowa jakość w tym miejscu...i parę osób (w tym piszący te słowa) na pewno tym występem kupiliście...Jak wspominasz ten występ?

Tak, już wtedy była to dosyć prężnie działająca scena HC. Kilka fajnych miast już w tym siedziało (Łódź, Bielsko-Biała, Oświęcim, Poznań) i w sumie sporo ludzi na naszym koncercie już wiedziało o co kaman. Oczywiście na koncercie, w tej całej masie punków, którzy nie kumali, o co chodzi, trochę zginęli :) i widowisko było dosyć żenujące.

-Rok później byliście już gwiazdą Dużej Sceny zaproszoną przez będącą na fali Armię. Co się zmieniło przez ten rok?

Rok później było już zdecydowanie lepiej. W międzyczasie pojawiło się sporo kapel hard coreowych w Polsce i za granicą. Ludzie zaczęli się utożsamiać z HC, to był rok wielkiej fali hardcore w Polsce.

-Po świetnie przyjętym demie "Fight against rules", występie na Dużej Scenie w Jarocinie '89, debiucie radiowym (promował was mocno T.Lipiński w Rozgłośni Harcerskiej), artykułach prasowych (np. artykule Pietii w Non Stopie), udziale w zagranicznych składankach - wy jak na ironię pod koniec '89 r. się rozpadacie... Nie masz wrażenia, że zmarnowaliście trochę sprzyjający wam czas...?

Jasne, że żałujemy tego, co się stało, ale atmosfera w kapeli zaczęła bardzo gęstnieć. Chłopaki zaczęli się nawzajem wykańczać. Dochodziło do spięć i trochę to poszło w złym kierunku. Każdy rywalizował z każdym o byle gówno. Szkoda, bo zaczęło się wtedy dużo dziać. Wywiady w masie zinów, kawałki puszczane w wielu zagranicznych radiach. Ukazywały się też składanki na których był The Corpse.
Dostaliśmy także zaproszenia na zagraniczne trasy. Między innymi do USA i Jugosławii. Niestety żaden z nas nie miał wtedy "uregulowanego stosunku do pieprzonej służby wojskowej" co skutkowało śmiechem w wydziale paszportowym na argument: "Chciałbym pojechać na kilka koncertów do USA".
Dodatkowo jeszcze wyszło tak, że trzech z nas, w jednym czasie dostało powołanie do jakże zaszczytnej służby wojskowej. Wszyscy trzej mocno kombinowaliśmy. Szazi(wokal) wylądował początkowo we wrocławskim szpitalu wojskowym, a później w szpitalu dla psychicznie chorych. Ja załatwiłem odróbkę w szpitalu, a Kuba(bas) niestety musiał odbębnić całą służbę. Graliśmy przez jakiś czas w trójkę: Ja, Diabeł i Johnny (zresztą w takim składzie wystąpiliśmy na Jarocinie '89), jednak po jakimś czasie zawiesiliśmy działalność. Dopiero po roku gdy Kuba wyszedł na wolność po służbie wojskowej, wznowiliśmy granie w prawie starym składzie, ale już bez Szaziego na wokalu.

-Czy poza muzyką i niewątpliwie modą (image) inspirowały was też idee, które pojawiły się wraz z HC (SE, DIY, wegetarianizm itp)?

Wiesz, w tamtym czasie hard core dla nas to było narzędzie do walki z reżimem komunistycznym i całym tym syfem.
Oczywiście wegetarianizm czy SE, a w szczególności ochrona i bunt przeciwko wykorzystywaniu zwierząt do badań i znęcaniu się nad nimi także były bardzo ważne. Szkoda, że wtedy tak mało o tym wiedzieliśmy, bo na pewno dalibyśmy z siebie dużo więcej.

-Jak oceniasz z dzisiejszej perspektywy wasz powrót w połowie lat 90-tych i materiał "Elektrokardiogram"? Takiej popularności jak z końca lat 80-tych już nie osiągnęliście...

Za bardzo chcieliśmy grać, a niestety nie było ludzi z klimatów do tego by uzupełnić straty w naszych szeregach. Błędem było to, że poprosiliśmy do grania w The Corpse muzyków, ale nie związanych ze sceną. Niestety wnieśli do naszej muzyki tyle od siebie, że do dzisiaj nie mogę słuchać tego syfu, który powstał w tym czasie. Szkoda, że nie postawiliśmy wtedy na swoim, ale The Corpse zawsze był bardzo demokratyczny pod względem tworzenia muzyki.


-Jak to się stało, że po tylu latach, w 2011 dochodzi do kolejnej reaktywacji The Corpse? Odczuwasz jakiś renesans zainteresowania waszą twórczością? Czy macie poważniejsze plany związane z tą reaktywacją (płyta, trasy)?

Od mniej więcej 10 lat z Kubą chcieliśmy znów pograć razem, jednak jakoś to wszystko szło niemrawo. Z czasem coraz więcej ludzi wręcz domagało się wskrzeszenia trupa, i chociaż wcześniej zarzekałem się , że już nigdy w życiu tego nie ruszę nawet patykiem z kupą, to po dogadaniu szczegółów z Kubą postanowiliśmy ruszyć z najlepszymi kawałkami z pierwszego okresu działalności The Corpse.
Koncertów jest zaplanowane bardzo dużo i mam nawet wyrzuty sumienia, bo z lekka zaniedbuję Self Made Bomb, ale koncerty już zaklepane, a nowego materiału nie planujemy w tej chwili robić, więc jakoś to wszystko pogodzimy.

-Ty przez cały czas nie zerwałeś kontaktu ze sceną. Opowiedz o swojej aktywności przez te lata (Self Made Bomb). A co zresztą Corpsów - chodzi o pamiętny skład z lat 87-89?

Gram od dłuższego czasu w kapeli o wdzięcznej nazwie Self Made Bomb, bardzo lubię tę kapelę, a ludzi którzy w niej grają po prostu kocham. W całym swoim życiu nie grałem z tak wspaniałymi ludźmi. I nie chodzi mi o to, że na basie gra ze mną mój syn:).
Żadnych spinek, żadnych krzywych sytuacji. Każdy na każdego może liczyć. I chociaż wszyscy gramy w dwóch lub trzech kapelach na raz, to zawsze mamy dla siebie czas.
Kuba tak jak już wspominałem, gra teraz zemną w The Corpse i w sumie to jedynie z nim mogę znaleźć wspólny język dotyczący kapeli.
Szazi jakoś się pogubił i od początku lat 90-tych nie mam z nim większego kontaktu. Myślę, że w czaszce zostało mu bardzo wiele z pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Może wyjdę na świnię, ale bardzo się cieszę, że już z nami nie gra, bo to w większości dzięki niemu rozsypała się kapela w pierwszym okresie.
Johnny niestety się zatracił i zszedł na taką ścieżkę, z której jest bardzo, bardzo ciężko zawrócić. Przez jakiś czas przebywał w Monarze, a po wyjściu nawet streetworkował. Niestety po jakimś czasie zaczął używać alko w takich ilościach i takiej systematyczności, że teraz znów nadaje się na leczenie, bo został z niego tylko wrak człowieka.

-Siedzisz już w scenie bez mała trzy dekady. Ostatnio słyszałem z poważnych ust słowa: "Projekt pod tytułem 'Scena niezależna' nie wypaliła". Jaka jest twoja opinia na ten temat?

Ja jednak myślę, że wypalił. Skoro od początku lat 90-tych przyjeżdżają do nas najlepsze światowe kapele, a polskich kapel niezależnych są setki, dodatkowo są prężne niezależne wytwórnie i ludzie, którzy organizują rocznie setki koncertów DIY w Polsce, to jakby tego nie nazywać, to jest to w dużej mierze sukces sceny niezależnej. Dla mnie tak to wygląda, jednakże zawsze znajdą się malkontenci, którzy chcieliby, żeby scena niezależna przynosiła profity i sławę, ale to nie tędy droga. Myślę, że teraz troszkę jest zastój, ale to się podniesie, jeśli sytuacja ludzi w kraju trochę się poprawi. Bo jeśli będzie czas na to, żeby skoczyć na koncert, a nie tylko tyrać, żeby zapłacić czynsz za 25 m kwadratowych swojego kwadrata, to scena znów ruszy prężnie przez wezbrane wody naszej codziennej szarzyzny:).

-Dzięki za wywiad!


czwartek, 2 lutego 2012

VORTEX Dziki świat

Kilka nagrań grudziądzkiej kapeli VORTEX z 1981 roku. Za mikrofonem była wtedy wokalistka Poli. Jakość raczej do szczególnych nie należy. Dzięki Grega za podesłanie. Pierwszy numer "Dziwka" grała później Cela nr 3 oczywiście trochę w innej wersji.