Ręce Do Góry zostały założone przez Grabaża w Pile w 1984 roku. Chwilę potem zespół wystąpił na przesłuchaniach do jarocińskiego festiwalu, jednak wystąpić na nim było dane grupie dopiero rok później. Grabaż nie szczędził w swoich tekstach krytyki systemu komunistycznego, co wkrótce doprowadziło do zainteresowania się zespołem Służby Bezpieczeństwa. Problemy z władzą oraz chęć Grabaża do rozleglejszych muzycznych poszukiwań zaowocowały powstaniem nowej kapeli, która przyjęła nazwę Ryzyko a swoich szeregach oprócz Grabaża miała wokalistkę Ręce Do Góry i kilku znajomych tych dwojga. Ryzyko ograniczyło się tylko do zagrania kilku prób w poznańskim akademiku Zbyszko. Wkrótce doszło do zmian personalnych w składzie, doszedł m.in. Kozak, lokator akademika. Zespół zmienił też nazwę na Papierosy, jednak funkcjonował pod nią jeszcze krócej niż jako Ryzyko. W 1987 roku ostatecznie rozpadły się Ręce Do Góry, a Papierosy zmieniły nazwę na Pidżama Porno.
Fragment wywiadu z Grabażem o czasach Rąk Do Góry:
-...był rok 1984 i pierwszy występ na scenie. Jak wypadliście? To był występ średnio udany, ale to był mój debiut. Nigdy wcześniej nie występowałem na scenie z żadnym zespołem. Dwa dni wcześniej założyliśmy zespół. Próby mieliśmy u kolegi w mieszkaniu na fortepianie. ( śmiech ) Podłączyliśmy się do radyjek, bez perkusisty, który w pociągu ćwiczył na teczce i pojechaliśmy do Jarocina w 1984 roku i zagraliśmy jeden numer.
-Rok później też nie było najlepiej? W 85 mieliśmy problemy natury technicznej, ponieważ przygotowaliśmy mocno polityczny program. To był czas kiedy w Jarocinie dominującą tematyką było usuwanie ciąży i obozy koncentracyjne. Myśmy się doskonale w ten nurt wpisywali. Mieliśmy taki numer o obozach, który trwał 10 min. W momencie kiedy graliśmy go na przesłuchaniach gitarzyście pękła struna. To były takie czasy, że nie miał zapasowej. I nikt z zespołów, które się temu przysłuchiwały nie chciał nam pożyczyć, bo i tak nie miał. W końcu pożyczył nam gitarzysta Defektu Mózgu. Nasz gitarzysta był tak spękany że wymieniał strunę 15 minut. Opóźniliśmy cały harmonogram. Chełstowski powiedział, że gramy bardzo interesującą muzykę, ale nie jesteśmy jeszcze przygotowani na dużą scenę. I to była dla nas wielki cios, ale zagraliśmy na małej scenie i zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci. I może dobrze, że tam zagraliśmy, bo nie poszliśmy siedzieć. Graliśmy wtedy taki utwór „Waleczni i mężni Polacy biegną z pałami na Polskę”, piosenkę o Katyniu i o tym że Ruscy strzelali do jeńców. Jak na tamte czasy traktowano nas jak kosmitów, a w najgorszym razie jak prowokatorów z SB.
-Czy to, że pisałeś takie teksty miało związek z tym, że studiowałeś historię? Z całą pewnością. Wiesz wgryzałem się w tą najnowszą historię. Ja pochodziłem z Piły. Tam opozycja i prawdziwa historia jako takie były zakazane. To było strasznie czerwone miasto. Jak przybyłem do Poznania to spotkałem się z takimi środowiskami, które na wiele spraw mi oczy otworzyły.
-Podczas kolejnego Jarocina też nie było łatwo? I to wszystko znalazło ujście rok później, kiedy bez żadnych problemów dostaliśmy się na dużą scenę. Natomiast podpadliśmy Służbie Bezpieczeństwa koncertem w Chodzieży. Zastosowaliśmy stary numer, który się wtedy stosowało. Dawało się inne teksty do cenzury, wygładzone, a śpiewało się swój normalny program. I nagle ci kolesie doznali olśnienia, wreszcie mają jakąś opozycję. Na marginesie rok temu skontaktował się ze mną ksiądz, który pisał pracę na temat tego koncertu, on dotarł w IPN do źródeł i ten koncert był bardzo wnikliwie opisany. Nagrania pozyskali droga operacyjną, czyli stał ubek i nagrywał
-Wróćmy do występu w Jarocinie . No i tak to wyglądało, że dostaliśmy się na dużą scenę. W pewnym momencie przychodzi do nas Adam Gregorczyk, asystent Chełstowskiego i mówi, że coś jest nie tak i Walter chce z nami gadać. Wziął nas na rozmowę i powiedział że ubecja za nami chodzi i jeszcze nie wie co z tego wyniknie I po paru dniach powiedzieli, że wystąpimy w Jarocinie, ale musimy zmienić nazwę i wyprowadzić się ze szkoły w której byliśmy zakwaterowani, bo po nas przyjdą. I faktycznie potem się dowiedzieliśmy że byli tam ubecy, ale nikogo nie zastali. A myśmy znaleźli schronienie w kościele, tym który stoi przy amfiteatrze, w takiej kapliczce i tam spaliśmy na ławkach. Walter powiedział że musimy oddać te prawdziwe teksty do cenzury i na 10 oddanych 1 wrócił.
-Podobno cenzor skasował też „Bagnet na Broń” Broniewskiego? Tak, to też nam cofnięto.
-To nie mieliście co grać? No nie, to było tak, że przyszedł Walter na próbę i mówi to zagrajcie coś takiego neutralnego. To zagraliśmy „Porządek panuje w Warszawie, porządek panuje w Gdańsku, porządek panuje na Śląsku i tam jeszcze było „Lech Wałęsa śpi spokojnie” I wtedy on zaczął krzyczeć: Grabaż kurwa przecież mówiłem. Przecież mieliście coś neutralnego zagrać. I ja mówię to jest najbardziej neutralne z tego co mogliśmy wówczas zagrać. I potem przyszła decyzja cenzora, że do widzenia i Walter powiedział , że jak chcę to mogę iść i sam z nim gadać. I poszedłem.
-Jak wyglądało to spotkanie? Ten cenzor był wobec mnie bardzo przyjacielski i z uznaniem wyrażał się o mojej twórczości ( śmiech), ale powiedział, że jak by to puścił to by się to równało przemówieniu Bujaka do 10 tysięcy osób, a Bujak był jeszcze wtedy na wolności. I wtedy ugięliśmy się. Nie zagraliśmy tego programu. Zagraliśmy zupełnie przypadkowe piosenki, a tamten koncert, który był ustawiony jako jedna monograficzna całość przepadł. Przeszliśmy przez festiwal zupełnie bez echa . Nazywaliśmy się wówczas Królowa Nie Żyje.
-Skąd zmiana nazwy? Ręce do Góry, było ścigane w Polsce, ubecy wchodzili na koncerty i szukali nas cały czas, ale nie wiedzieli, bo nie siedzieli w tej muzyce, że wyjdzie zespół Królowa Nie Żyje i zagra kawałki Ręce do Góry. Oni nie byli zbyt lotni.
Ręce Do Góry grały w latach 1985-1987 w stałym składzie:
Krzysztof "Grabaż" Grabowski - vocal
Artur Stanilewicz - gitara
Łukasz Czarny - bas
Remigiusz Cholewicki - perkusja
Beata "Mała" Kubiak - vocal
Witold Nadziejko - saxofon
"Nikomu nie pozostawialiśmy żadnych złudzeń, co do tego, kim jesteśmy i o co walczymy" - stwierdza po latach Grabaż. Nie był to jednak jedyny artystyczny trakt kapeli - nastrojom, jak ujął to sam artysta, "cmentarno-koncentracyjnym" towarzyszyły bowiem także całkowicie odmienne, co stanowiło o brzmieniowej wieloprofilowości zespołu. "To była ciężka muzyka, taka siermiężna polska nowa fala. Wielu ludzi lubiło tę kapelę, ale nie miała ona raczej szans na sukces. Była to formacja, która mogła grać różne style muzyczne, od punk'n'rolla aż po klimaty cold wave'owe. Koncertowaliśmy ubrani w pasiaste koszule, na tle slajdów z obozów koncentracyjnych. Ta kapela istniała przecież w latach 84-86, teoretycznie krótko po stanie wojennym, który jednak faktycznie ciągle jeszcze w kulturze trwał. Mieliśmy więc dosyć mocno opozycyjnie ustawione stery" - opowiada dziś artysta.
Gratuluje zdobyczy Arturro.Zdecydowanie wole Jarocin.Cenne nagrania, nigdy sie jeszcze z jarocinem tak fajnie nagranym nie spotkalem.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za ten koncert w całości
OdpowiedzUsuńzdecydowanie jest lepszy muzycznie od tego co było w Jarocinie
@psik
poprawnie Witold Niedziejko - saxofon - pozniej spiewal "po prostu pastelowe" w malarzach i zolnierzach, postac znana w poznaniu, obecnie mieszka w berlinie
OdpowiedzUsuńz Jarocina ich nie pamiętam dlatego dla mnie tylko Poznań!!! choć brakuje jeszcze ostatniego kawałka "bal u senatora"
OdpowiedzUsuńto była dosyć "spokojna" kapela, w poznaniu było wtedy wiele ostrzejszych ekip, ale pamięć jest ulotna...
OdpowiedzUsuńMiałem kiedyś kasetę ze studyjny nagraniami rąk w średniej jakości ale to było dawno i gdzieś mi zaginęła, może ktoś ma i zechce udostępnić
OdpowiedzUsuń