niedziela, 1 lutego 2009

MADAME Powiedz mi czy jutro będę jeszcze żył

Zespól powstał w grudniu 1982 roku na Sylwestra w składzie: Robert Gawliński (śpiew), Jacek "Perkoz" Perkowski (wtedy miał ksywkę "Perełka") - gitara, Piotr "Józek" Jóźwiak - bas, Krzysztof Dominik - perkusja. Pod koniec 1983 zamiast "Perełki", który poszedł do Azylu P, przyszedł Robert Sadowski.

Początkowo Madame grała muzykę lekko popowa. W 1984 roku w Jarocinie zagrali w dniu zatytułowanym "Czy POP nas zje?". Zaprezentowali wtedy trochę numerów "nowofalowych" i trochę starszych, w których odnaleźć można było ślady Kajagoogoo, czy Eurythmics.
( Na stronie Gawlińskiego znajduje się/znajdował koncert Madame właśnie z Jarocina 84 ,który z niewyjaśnionych przyczyn został opisany jako Jarocin 85 i tak rozszedł się po necie.)


Po podjęciu współpracy z Chełstowskim muzyka Madame zmieniła się. Zaczęli grać w klimatach Made In Poland, czy Variete - czyli muzykę inspirowana dokonaniami Joy Division.
Sadowski - skądinąd znakomity muzyk i fan Hendrixa - ograniczał sie w Madame do grania akordów. Gitarzysta nastawił się na brzmienia. W 1984 używał głównie flangera i chorusa, natomiast w 1985 często można go było spotkać grającego na syntezatorze gitarowym Roland. Początkowo pożyczał go od Aya RL, a później kupił sobie własny.

Jakoś chyba w 1985 roku Krzysiek Dominik został powołany do wojska i koncerty Madame stanęły pod znakiem zapytania. Jednak po dwóch tygodniach "świrowania" udało mu się wyjść. Wrócił akurat na dość ważny koncert zespołu w Stodole w W-wie. Obcięty był prawie na zero. Podobno, gdy zespól żegnał Dominika, obiecali mu, ze nie wezmą innego bębniarza i będą grac z automatem. Podobna historia z wojskiem trafiła się niedługo "Józkowi". Ale on nie załatwił tego odpowiednio i musiał odpracowywać wojsko. Przez to nie miał czasu na granie i w rezultacie podziękowano mu za współpracę. Natomiast Dominik odszedł sam chyba gdzieś w 1986 roku. Dla niego zespól zaczął grać za ciężko, za bardzo dołująco. Był zdania, ze Gawliński powinien grać muzykę bardziej komercyjną.

Nie było basisty, więc na basie zaczął grać Gawliński (przedtem grywał na tym instrumencie w zespole Gniew), a nowym perkusistą został Sławek Słociński. Zespól wydał single w Tonpressie i płytę LIVE, która ukazała się dopiero po trzynastu latach. Na basie zagrał gościnnie - Kciuk.
Materiał na płytę nagrany został w Rivierze w W-wie w dniach 3-4 października 1986. Muzycy sesyjni w nieznacznym stopniu zmienili brzmienie Madame. Sadowski i Gawliński utrzymali ich w ryzach i zmusili do odgrywania właściwych dźwięków i rytmów.
W wywiadzie dla Magazynu Muzycznego 1989/02 Gawliński tak mówi o rozpadzie Madame: Głównym powodem naszego rozstania był mój konflikt z Robertem Sadowskim na tle artystycznym. Powoli oddalaliśmy się od siebie tak konsekwentnie, iż znaleźliśmy się w zupełnie innych światach. Coraz trudniej było nam znaleźć wspólny język. Robert starał się podporządkować mnie swoim koncepcjom, ideologiom, swojemu myśleniu. Coraz częściej odrzucał on moje teksty, proponując w zamian swoje, złożone z fragmentów moich mysli. Gdy odszedł perkusista Krzysztof Dominik kryzys się pogłębił. Ze swoim fatalizmem i obsesyjnym katastrofizmem nie sprzyjał dobrej atmosferze także nowy bębniarz Sławek Słociński. Coraz trudniej było zdobyć się na kompromis., czułem się osaczony. Musiałem odejść, ale zostawiłem nazwę, żeby łatwiej było im funkcjonować. Nie wykorzystali tego. Gdy Gawliński udzielał tego wywiadu, był już wokalistą zespołu Opera, który oprócz niego tworzyli członkowie byłej Republiki. Po jego odejściu w kapeli zaczął śpiewać Jarek Wajk, ale jakoś nic z tego nie wyszło i zespól się rozpadł. Chyba bezpośrednio po Madame Wajk i Sadek pracowali razem w Lizards Day...


*****








1 komentarz: